Słońce w dosyć brutalny sposób wydarło Severusa spod panowania
Morfeusza. Powiedział coś pod nosem, co ni w ząb nie przypominało żadnego
artykułowanego dźwięku. Był zły na cały świat. Właśnie pozbawiono go
wspaniałego snu, w którym to wraz z Lily obserwowali spadające meteoryty, a
później zasnęli przytuleni do siebie.
Wtedy coś Severusa zaskoczyło. Skąd w jego pokoju wzięło się to łagodne szumienie wody? I dlaczego to łóżko jest takie niewygodne?! Zupełnie jakby spał na kamiennej podłodze. Dobra. Może jego materac w rodzinnym domu w Spinner’s End nie należy do tych luksusowych, no ale wszystko w granicach rozsądku. Nie powinien go teraz boleć dosłownie każdy mięsień ciała. Otworzył oczy a słońce od razu go oślepiło. Usiadł i przeczesał ręką swoje potargane, czarne włosy sięgające mu prawie do ramion. Później, wciąż zaspanym wzrokiem, rozejrzał się dookoła. I aż go zamurowało. Zobaczył rzekę i parę pagórków. Spostrzegł drzewo, pod którym spali. Tak, Lily leżała obok niego z kocem naciągniętym po samą szyję. Na jej twarzy widniało pełno piegów, które uwydatniły się przy kontakcie ze słońcem. Włosy, które teraz połyskiwały w promieniach słonecznych miała rozrzucone dookoła głowy. Tylko parę niesfornych kosmyków zasłaniało jej twarz. Severus sięgnął ręką i delikatnie zgarnął je na bok. Dziewczyna lekko się poruszyła, lecz nadal spała.
„Więc to nie był sen”, myślał. „To piękna rzeczywistość”.
Uśmiechnął się i powoli – tak żeby nie zbudzić Lily – wstał i poszedł obmyć twarz wodą. Była zimna ale od razu sprawiła, że sen i zmęczenie odeszły w niepamięć. Gdzieś w najdalszy zakamarek jego umysłu. Zrobił głęboki wdech i poczuł jak jego nozdrza wypełnia świeże powietrze. Wrócił do dziewczyny i wyciągnął ze swojego plecaka jedną z kanapek, które przyszykował wczoraj przed wyjściem z domu. Zaczął odgryzać od niej wielkie kęsy. Był potwornie głodny.
Przez cały czas patrzył na śpiącą Lily. Wyglądała tak pięknie, tak niewinnie. Zupełnie jak mała dziewczynka, która żyje w zupełnie innym świecie i cały czas pogrążona jest w swych marzeniach, odłączona od rzeczywistości. Jak maleńka istotka, która żyje w przekonaniu, że na świecie nie ma zła i nikt nigdy jej nie skrzywdzi. Sam nie wiedział, czemu tak pomyślał. Po prostu tak mu się skojarzyło, gdy patrzył na jej rumianą twarz. Lily zresztą zawsze należała do tych (trzeba przyznać, że nielicznych) osób pozytywnie nastawionych do świata, które zawsze patrzą na innych przez wielkie, różowe okulary. Do takich osób, które przesadnie wierzyły w dobroć innych ludzi.
Zjadł już ponad połowę kanapki, kiedy po raz pierwszy zaciekawił się tym, która jest godzina. A gdy spojrzał na przegub swojej ręki, na tarczę swojego starego zegarka, zachłysnął się ostatnim połkniętym przez niego kawałkiem chleba.
– Cholera jasna! – krzyknął, gdy już powstrzymał kasłanie. – Lily! Wstawaj! Słyszysz?!
Potrząsnął dziewczyną.
– So się sało? – wysapała wciąż zaspanym głosem przecierając rękami swoje oczy, a następnie rozciągając się.
– Już dziewiąta! Mamy tylko dwie godziny do odjazdu pociągu. A jeszcze musimy dojechać do Londynu!
– Dlaczego wcześniej mnie nie obudziłeś?! – dziewczyna jakby od razu oprzytomniała, poderwała się z ziemi i zaczęła nerwowo rozglądać się dookoła.
Zaczęli zwijać pośpiesznie koce i wpychać je do wielkiego plecaka Severusa. Lily założyła swoją bluzkę, która mimo uprania w rzece nadal nosiła liczne plamy błota, a chłopak powiedział ze złością:
– Że też akurat dzisiaj musiało się nam coś takiego przytrafić…
Ruszyli szybkim marszem przez las. Severus trzymał Lily za rękę w obawie, żeby ta się nie przewróciła. I dobrze, że to robił, ponieważ nie patrzyła pod nogi spiesząc się, co spowodowało, że co chwila potykała się o jakieś wystające z ziemi gałęzie.
Gdy dotarli do miasteczka, Severus oznajmił, że pójdzie do domu po kufer i później od razu do niej przybiegnie. Lily natomiast udała się truchtem do swojego domu. Szczerze powiedziawszy to bardzo się bała tego, co powiedzą jej rodzicie. Była pewna, że przez całą noc nie zmrużyli oko i zamartwiali się dociekając, gdzie też ona jest. W akcie desperacji mogli nawet wezwać policję. A przecież tłumaczenie się glinom nie byłoby jej na rękę. Zważywszy, że muszą zaraz wyjeżdżać do Londynu, jeśli nie chcą spóźnić się na pociąg i uczestniczyć w uczcie powitalnej w Hogwarcie.
Lily wbiegła szybko do domu zatrzaskując za sobą drzwi. Nie zwróciła uwagi na rodziców, którzy od razu pojawili się w holu tylko od razu pobiegła na górę i wkroczyła do swojego pokoju. Przytaszczyła kufer stojący w kącie na sam środek pomieszczenia i zaczęła biegać po całym pokoju co chwila dorzucając różne rzeczy do skrzyni. Na sam koniec wrzuciła byle jak wszystkie książki i przykryła je szatą wyjściową. Specjalnie położyła ją na wierzch biorąc pod uwagę fakt, że w pociągu będzie musiała się przecież w nią przebrać, a nie chciała później marnować czasu i dokopywać się do niej przez liczne książki i inne – mniej lub bardziej przydatne – rzeczy.
Wtedy ktoś otworzył drzwi do jej pokoju.
Wtedy coś Severusa zaskoczyło. Skąd w jego pokoju wzięło się to łagodne szumienie wody? I dlaczego to łóżko jest takie niewygodne?! Zupełnie jakby spał na kamiennej podłodze. Dobra. Może jego materac w rodzinnym domu w Spinner’s End nie należy do tych luksusowych, no ale wszystko w granicach rozsądku. Nie powinien go teraz boleć dosłownie każdy mięsień ciała. Otworzył oczy a słońce od razu go oślepiło. Usiadł i przeczesał ręką swoje potargane, czarne włosy sięgające mu prawie do ramion. Później, wciąż zaspanym wzrokiem, rozejrzał się dookoła. I aż go zamurowało. Zobaczył rzekę i parę pagórków. Spostrzegł drzewo, pod którym spali. Tak, Lily leżała obok niego z kocem naciągniętym po samą szyję. Na jej twarzy widniało pełno piegów, które uwydatniły się przy kontakcie ze słońcem. Włosy, które teraz połyskiwały w promieniach słonecznych miała rozrzucone dookoła głowy. Tylko parę niesfornych kosmyków zasłaniało jej twarz. Severus sięgnął ręką i delikatnie zgarnął je na bok. Dziewczyna lekko się poruszyła, lecz nadal spała.
„Więc to nie był sen”, myślał. „To piękna rzeczywistość”.
Uśmiechnął się i powoli – tak żeby nie zbudzić Lily – wstał i poszedł obmyć twarz wodą. Była zimna ale od razu sprawiła, że sen i zmęczenie odeszły w niepamięć. Gdzieś w najdalszy zakamarek jego umysłu. Zrobił głęboki wdech i poczuł jak jego nozdrza wypełnia świeże powietrze. Wrócił do dziewczyny i wyciągnął ze swojego plecaka jedną z kanapek, które przyszykował wczoraj przed wyjściem z domu. Zaczął odgryzać od niej wielkie kęsy. Był potwornie głodny.
Przez cały czas patrzył na śpiącą Lily. Wyglądała tak pięknie, tak niewinnie. Zupełnie jak mała dziewczynka, która żyje w zupełnie innym świecie i cały czas pogrążona jest w swych marzeniach, odłączona od rzeczywistości. Jak maleńka istotka, która żyje w przekonaniu, że na świecie nie ma zła i nikt nigdy jej nie skrzywdzi. Sam nie wiedział, czemu tak pomyślał. Po prostu tak mu się skojarzyło, gdy patrzył na jej rumianą twarz. Lily zresztą zawsze należała do tych (trzeba przyznać, że nielicznych) osób pozytywnie nastawionych do świata, które zawsze patrzą na innych przez wielkie, różowe okulary. Do takich osób, które przesadnie wierzyły w dobroć innych ludzi.
Zjadł już ponad połowę kanapki, kiedy po raz pierwszy zaciekawił się tym, która jest godzina. A gdy spojrzał na przegub swojej ręki, na tarczę swojego starego zegarka, zachłysnął się ostatnim połkniętym przez niego kawałkiem chleba.
– Cholera jasna! – krzyknął, gdy już powstrzymał kasłanie. – Lily! Wstawaj! Słyszysz?!
Potrząsnął dziewczyną.
– So się sało? – wysapała wciąż zaspanym głosem przecierając rękami swoje oczy, a następnie rozciągając się.
– Już dziewiąta! Mamy tylko dwie godziny do odjazdu pociągu. A jeszcze musimy dojechać do Londynu!
– Dlaczego wcześniej mnie nie obudziłeś?! – dziewczyna jakby od razu oprzytomniała, poderwała się z ziemi i zaczęła nerwowo rozglądać się dookoła.
Zaczęli zwijać pośpiesznie koce i wpychać je do wielkiego plecaka Severusa. Lily założyła swoją bluzkę, która mimo uprania w rzece nadal nosiła liczne plamy błota, a chłopak powiedział ze złością:
– Że też akurat dzisiaj musiało się nam coś takiego przytrafić…
Ruszyli szybkim marszem przez las. Severus trzymał Lily za rękę w obawie, żeby ta się nie przewróciła. I dobrze, że to robił, ponieważ nie patrzyła pod nogi spiesząc się, co spowodowało, że co chwila potykała się o jakieś wystające z ziemi gałęzie.
Gdy dotarli do miasteczka, Severus oznajmił, że pójdzie do domu po kufer i później od razu do niej przybiegnie. Lily natomiast udała się truchtem do swojego domu. Szczerze powiedziawszy to bardzo się bała tego, co powiedzą jej rodzicie. Była pewna, że przez całą noc nie zmrużyli oko i zamartwiali się dociekając, gdzie też ona jest. W akcie desperacji mogli nawet wezwać policję. A przecież tłumaczenie się glinom nie byłoby jej na rękę. Zważywszy, że muszą zaraz wyjeżdżać do Londynu, jeśli nie chcą spóźnić się na pociąg i uczestniczyć w uczcie powitalnej w Hogwarcie.
Lily wbiegła szybko do domu zatrzaskując za sobą drzwi. Nie zwróciła uwagi na rodziców, którzy od razu pojawili się w holu tylko od razu pobiegła na górę i wkroczyła do swojego pokoju. Przytaszczyła kufer stojący w kącie na sam środek pomieszczenia i zaczęła biegać po całym pokoju co chwila dorzucając różne rzeczy do skrzyni. Na sam koniec wrzuciła byle jak wszystkie książki i przykryła je szatą wyjściową. Specjalnie położyła ją na wierzch biorąc pod uwagę fakt, że w pociągu będzie musiała się przecież w nią przebrać, a nie chciała później marnować czasu i dokopywać się do niej przez liczne książki i inne – mniej lub bardziej przydatne – rzeczy.
Wtedy ktoś otworzył drzwi do jej pokoju.
* ~~~~ * ~~~~ *
Severus otworzył drzwi do swojego domu. Już w progu
zorientował się, że coś jest nie tak. Z pokoju obok dochodziły wrzaski ojca.
– Co ty sobie właściwie, kobieto, wyobrażałaś?!
Severus zacisnął dłonie w pięści. Jak zwykle wrócił pijany nad ranem i od razu po przebudzeniu awanturował się o jakąś drobnostkę. Chłopak zaczął iść powoli przez hol, a z każdym wrzaskiem ojca i cichym słowem jego matki, która próbowała go uspokoić czuł jak gniew wypełnia całe jego ciało. Kiedy mijał kuchnię zobaczył kątem oka pustą butelkę po wódce na stoliku. Druga leżała rozbita na podłodze wśród pozostałości płynu, którego Tobiasz nie zdążył dopić do końca.
– Co ty sobie właściwie, kobieto, wyobrażałaś?!
Severus zacisnął dłonie w pięści. Jak zwykle wrócił pijany nad ranem i od razu po przebudzeniu awanturował się o jakąś drobnostkę. Chłopak zaczął iść powoli przez hol, a z każdym wrzaskiem ojca i cichym słowem jego matki, która próbowała go uspokoić czuł jak gniew wypełnia całe jego ciało. Kiedy mijał kuchnię zobaczył kątem oka pustą butelkę po wódce na stoliku. Druga leżała rozbita na podłodze wśród pozostałości płynu, którego Tobiasz nie zdążył dopić do końca.
Severus poszedł dalej niesiony emocjami, a gdy tylko zobaczył
uchylone drzwi pokoju i kolejną serię wrzasków jedyne, o czym marzył to podbiec
do tego alkoholika i zacisnąć swoje ręce wokół szyi. Tak, żeby już więcej nie
skrzywdził jego ani mamy. Żeby wreszcie mogli być wolni. Żeby ona się nie bała
każdego nadchodzącego dnia. Tobiasz jednak umiał być przekonujący i Eileen
wierzyła mu za każdym razem, kiedy on zapewniał ją, że potrafi się zmienić.
Jakże ona była naiwna.
– Proszę, uspokój się. Sąsiedzi usłyszą – błagała go
przyciśnięta do ściany.
Z policzka ciekła jej krew.
– NIC MNIE NIE OBCHODZĄ, KOBIETO, CI CHOLERNI SĄSIEDZI! MAM
ICH GDZIEŚ! – wydzierał się jego ojciec i podniósł rękę, żeby po raz kolejny
przyłożyć jego matce. Jednak Severus był szybszy. Przyskoczył szybko do
Tobiasza i uwięził w żelaznym uścisku jego oba nadgarstki. A później odepchnął
go od Eileen. Nie było to zresztą trudne, bo ojciec z trudem utrzymywał się na
nogach, tak był pijany.
– Ty wstrętny, gówniarzu! Ja ci dam podnosić łapę na swojego
ojca... – i zaczął iść chwiejnym krokiem ku chłopakowi, lecz on wypchnął go po
prostu z pokoju i zatrzasnął za nim drzwi. Zamknął je na klucz, po czym
krzyknął:
– Ja nie mam ojca! Zapamiętaj to sobie!
Podszedł powoli do swojej matki, która teraz siedziała
skulona w kącie i płakała cicho.
– Nic ci nie jest? – spytał cicho dotykając jej ręki.
Jednak nie odpowiedziała nic. Nadal łkała zasłaniając sobie
twarz dłońmi. Wziął ją pod ramię i zmusił, aby wstała i usiadła na skraju
łóżka.
Usłyszał trzask drzwi frontowych. Tobiasz wyszedł. Najprawdopodobniej po kolejną porcję alkoholu albo do swoich koleżków, z którym miał wspólne hobby – upijanie się do nieprzytomności i katowanie swoich rodzin.
Usłyszał trzask drzwi frontowych. Tobiasz wyszedł. Najprawdopodobniej po kolejną porcję alkoholu albo do swoich koleżków, z którym miał wspólne hobby – upijanie się do nieprzytomności i katowanie swoich rodzin.
Severus wyszedł do łazienki, aby przynieść apteczkę. Wyjął z
niej kilka plastrów i gazików oraz wodę utlenioną, po czym wrócił z powrotem do
Eileen. Usiadł w milczeniu obok niej i zaczął jej obmywać ranę na policzku.
– O co tym razem poszło? – spytał ledwo dosłyszalnym tonem.
Gardło ściskało mu się za każdym razem, gdy musiał patrzeć na coraz to nowsze
ślady po przemocy Tobiasza. W takich chwilach chciał uciec z mamą jak najdalej.
Tak, żeby już nigdy go nie spotkać. Ale jednocześnie chciał go zabić.
Ukatrupić. Żeby już nigdy nikogo nie mógł skrzywdzić. Darzył go wyjątkową
nienawiścią. Nienawiścią, która zaślepiała go i wypełniała jego całe ciało,
kiedy był światkiem jednej z takich właśnie scen, jaka odegrała się przed
chwilą na jego oczach.
– O zwykłą drobnostkę – powiedziała po chwili już uspokojona.
– Stłukłam niechcący szklankę, kiedy zmywałam naczynia. Nie chciałam się pokaleczyć,
więc użyłam czarów. I właśnie wtedy wrócił. Znasz go… Czasem jest wyrywny. A
szczególnie kiedy chodzi o magię. Nienawidzi jej – dokończyła, a po jej
policzkach ściekły świeże łzy.
– Wyrywny? – powtórzył z niedowierzaniem w głosie Severus. – To nazywasz wyrywnością?! – wskazał na
jej policzek.
Nie odpowiedziała.
– Czemu po prostu nie odejdziesz? Nie możesz wyjechać do
babci? Przyjęłaby cię przecież.
– Nie mogę – wyszeptała.
– Nie mogę – wyszeptała.
W jej oczach czaił się strach. Bała się Tobiasza. Bała się
tego, jak zareaguje, kiedy nie zastanie jej w domu. Bała się tego, że ją
odnajdzie i wtedy już nie będzie „delikatny”. Tylko, czy w jej oczach nie
czaiło się coś jeszcze? Severus był prawie przekonany, że za tym strachem przed
tym, co przyniesie następny dzień było coś jeszcze. Ale czy to możliwe?! Eileen
po prostu obawiała się tego, że Tobiasz nie da sobie bez niej rady?! Tylko jak
może ją obchodzić los człowieka, który znęcał się nad nią od zawsze?! Który
traktował ją i jego syna jak śmiecia z byle powodu? Rzucał nimi o ściany i
podnosił rękę, kiedy tylko coś mu się nie spodobało? Czy można współczuć komuś…
takiemu?!
– Musisz coś z tym zrobić… Ja będę bezpieczny w Hogwarcie… A
ty? Co ty zrobisz?
Milczała. Severus przytulił ją do siebie widząc, że ta
ponownie zanosi się płaczem, rozdarta w środku, bo nie wiedziała co ma zrobić…
* ~~~~ * ~~~~ *
– Czy tyś do reszty zgłupiała?! – krzyknął jej ojciec.
– Ted, tylko nie nerwowo – uspokoiła go żona.
– Jak mam być spokojny?!
Całą noc się zamartwiamy, a ona wraca cała utytłana błotem i nawet nie powie,
gdzie była ani co robiła! – odwrócił
wzrok od matki Lily i spojrzał na rudowłosą. – A ty nie sądzisz, że przydałoby nam się parę słów wyjaśnienia?
– Oczywiście, że tak. Tylko czy my nie możemy porozmawiać w drodze do Londynu? Jeśli nie wyjedziemy za parę minut, pociąg nam odjedzie. Severus zaraz tu będzie. Zabierze się z nami, dobrze?
Mówiąc to dziewczyna podniosła z wielkim wysiłkiem ciężki kufer i podeszła w stronę drzwi. Rodzice jednak nie mili zamiaru jej przepuścić.
– Przepraszam. To jest trochę ciężkie – wysyczała.
– Masz w tej chwili powiedzieć mnie i twojej matce gdzieś ty, do cholery, była!
Lily przestraszyła się. Ojciec jeszcze nigdy nie był w tak silnym stanie emocjonalnym, żeby podnieść głos. A teraz wydzierał się na nią. Lily wiedziała, że źle zrobiła nie wracając na noc do domu, ale chwile, które spędziła wraz z Severusem były takie cudowne. Nie chciała, żeby się skończyły. Zresztą była wczoraj tak zmęczona, że nie dałaby rady dowlec się nawet do lasu.
– Nie mam zamiaru się z wami kłócić- powiedziała zła i przecisnęła się siłą między rodzicami.
Ted trochę się zdumiał stanowczością jego córki, ale zaraz przywrócił na swoją twarz grymas złości.
– A co ci się stało w nogę jeśli mogę wiedzieć?! – krzyknął gdy Lily schodziła z kufrem ze schodów.
No tak. Na nodze ciągle miała zawiązany kawałek materiału z bluzki Severusa. Musiało to wyglądać podejrzanie. Bowiem chyba żaden normalny człowiek nie chodzi w ubraniu uwalonym błotem i w opasce na kolanie. Wyglądała jakby wyszła z buszu. Dosłownie. Tak jakby przez miesiąc siedziała gdzieś na odludziu, zabijała zwierzynę gołymi rękoma i żywiła się ich mięsem. Tak, to chyba dobry przykład.
– Oczywiście, że tak. Tylko czy my nie możemy porozmawiać w drodze do Londynu? Jeśli nie wyjedziemy za parę minut, pociąg nam odjedzie. Severus zaraz tu będzie. Zabierze się z nami, dobrze?
Mówiąc to dziewczyna podniosła z wielkim wysiłkiem ciężki kufer i podeszła w stronę drzwi. Rodzice jednak nie mili zamiaru jej przepuścić.
– Przepraszam. To jest trochę ciężkie – wysyczała.
– Masz w tej chwili powiedzieć mnie i twojej matce gdzieś ty, do cholery, była!
Lily przestraszyła się. Ojciec jeszcze nigdy nie był w tak silnym stanie emocjonalnym, żeby podnieść głos. A teraz wydzierał się na nią. Lily wiedziała, że źle zrobiła nie wracając na noc do domu, ale chwile, które spędziła wraz z Severusem były takie cudowne. Nie chciała, żeby się skończyły. Zresztą była wczoraj tak zmęczona, że nie dałaby rady dowlec się nawet do lasu.
– Nie mam zamiaru się z wami kłócić- powiedziała zła i przecisnęła się siłą między rodzicami.
Ted trochę się zdumiał stanowczością jego córki, ale zaraz przywrócił na swoją twarz grymas złości.
– A co ci się stało w nogę jeśli mogę wiedzieć?! – krzyknął gdy Lily schodziła z kufrem ze schodów.
No tak. Na nodze ciągle miała zawiązany kawałek materiału z bluzki Severusa. Musiało to wyglądać podejrzanie. Bowiem chyba żaden normalny człowiek nie chodzi w ubraniu uwalonym błotem i w opasce na kolanie. Wyglądała jakby wyszła z buszu. Dosłownie. Tak jakby przez miesiąc siedziała gdzieś na odludziu, zabijała zwierzynę gołymi rękoma i żywiła się ich mięsem. Tak, to chyba dobry przykład.
– Prowizoryczny opatrunek
– uśmiechnęła się dziewczyna powtarzając słowa Severusa.
Frontowe drzwi otworzyły się i wkroczył przez nie chłopak trzymający kufer.
„O wilku mowa”, pomyślała Lily.
– Witam państwa – przywitał się z rodzicami Lily.
– Hej, Sev. Okej, to ruszamy. Tylko pójdę się jeszcze przebrać.
Zostawiła swojego przyjaciela narażając go na atak swojego rozjuszonego ojca i poszła do łazienki uprzednio zabrawszy świeżą bluzkę i spodnie z szafy. Przebrała się szybko, uczesała swoje potargane włosy i zbiegła na dół akurat, aby usłyszeć słowa ociekające jadem.
– Widzicie? Mówiłam wam, że za tym wszystkim stoi ten patologiczny dzieciak – Snape.
Były to słowa jej siostry.
Lily nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. W jej ciało wstąpił nieopanowany gniew. A więc jej przyjaciel został zaatakowany przez jej rodziców i ten opowiedział im całą historię. W chwili, gdy Severus mówił coś w stylu „Och! Wypraszam sobie!”, Lily wbiegła do salonu i zaczęła krzyczeć w kierunku Petunii:
– Ty wredna, małpo! Jeszcze raz usłyszę coś takiego od ciebie, to zapewniam cię, że sobie wtedy inaczej porozmawiamy! Ale uprzedzam cię, że nie zawaham się wtedy użyć różdżki!
Severus zaczął ją odciągać od siostry i mówić, żeby się opanowała, ale ona krzyczała dalej w kierunku przerażonej Petunii:
– Nawet jeśli mnie wywalą z Hogwartu albo wsadzą do Azkabanu to bądź pewna, że coś ci się stanie!
– Lily, daj spokój… – powiedział Severus.
Zapanowała cisza. Rudowłosa dochodziła do siebie, a gniew powoli z niej ulatywał czubkami palców u nóg. Nikt się nie odzywał. Wszyscy patrzyli otępiale nie wiedząc jak zareagować na to, co przed chwilą się rozegrało przed ich oczami. Najbardziej osłupiała stała Petunia, która nigdy nie doświadczyła tego, aby siostra na nią podniosła głos, a co dopiero nawrzeszczała i zaczęła w nią ciskać wyzwiskami.
– Mmm… Taak… To może… ktoś chce herbaty? – spytała nieśmiało mama Lily chcąc rozładować atmosferę.
A gdy Lily posłała jej na wpół mordercze, na wpół irytujące spojrzenie a do tego wszystkiego zacisnęła mocno usta krzyżując ręce na piersi, pani Evans poczuła, że nie powinna była tego mówić. Ale przecież zawsze jest tak, że jeśli człowiek chce dobrze to wszystko obraca się przeciwko niemu.
Frontowe drzwi otworzyły się i wkroczył przez nie chłopak trzymający kufer.
„O wilku mowa”, pomyślała Lily.
– Witam państwa – przywitał się z rodzicami Lily.
– Hej, Sev. Okej, to ruszamy. Tylko pójdę się jeszcze przebrać.
Zostawiła swojego przyjaciela narażając go na atak swojego rozjuszonego ojca i poszła do łazienki uprzednio zabrawszy świeżą bluzkę i spodnie z szafy. Przebrała się szybko, uczesała swoje potargane włosy i zbiegła na dół akurat, aby usłyszeć słowa ociekające jadem.
– Widzicie? Mówiłam wam, że za tym wszystkim stoi ten patologiczny dzieciak – Snape.
Były to słowa jej siostry.
Lily nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszała. W jej ciało wstąpił nieopanowany gniew. A więc jej przyjaciel został zaatakowany przez jej rodziców i ten opowiedział im całą historię. W chwili, gdy Severus mówił coś w stylu „Och! Wypraszam sobie!”, Lily wbiegła do salonu i zaczęła krzyczeć w kierunku Petunii:
– Ty wredna, małpo! Jeszcze raz usłyszę coś takiego od ciebie, to zapewniam cię, że sobie wtedy inaczej porozmawiamy! Ale uprzedzam cię, że nie zawaham się wtedy użyć różdżki!
Severus zaczął ją odciągać od siostry i mówić, żeby się opanowała, ale ona krzyczała dalej w kierunku przerażonej Petunii:
– Nawet jeśli mnie wywalą z Hogwartu albo wsadzą do Azkabanu to bądź pewna, że coś ci się stanie!
– Lily, daj spokój… – powiedział Severus.
Zapanowała cisza. Rudowłosa dochodziła do siebie, a gniew powoli z niej ulatywał czubkami palców u nóg. Nikt się nie odzywał. Wszyscy patrzyli otępiale nie wiedząc jak zareagować na to, co przed chwilą się rozegrało przed ich oczami. Najbardziej osłupiała stała Petunia, która nigdy nie doświadczyła tego, aby siostra na nią podniosła głos, a co dopiero nawrzeszczała i zaczęła w nią ciskać wyzwiskami.
– Mmm… Taak… To może… ktoś chce herbaty? – spytała nieśmiało mama Lily chcąc rozładować atmosferę.
A gdy Lily posłała jej na wpół mordercze, na wpół irytujące spojrzenie a do tego wszystkiego zacisnęła mocno usta krzyżując ręce na piersi, pani Evans poczuła, że nie powinna była tego mówić. Ale przecież zawsze jest tak, że jeśli człowiek chce dobrze to wszystko obraca się przeciwko niemu.
* ~~~~ * ~~~~ *
Piętnaście minut później siedzieli już w zatłoczonym
samochodzie. Rodzice dziewczyny z przodu, a Lily i Severus z tyłu. Mimo, że
jechali na dworzec godzinę nikt nie odezwał się ani słowem. Każdy miał jeszcze
przed oczyma i w głowie widok z salonu. Chłopak chciał jej powiedzieć jak
bardzo jest jej wdzięczny i jak mu się miło zrobiło, kiedy jego… przyjaciółka
stanęła w jego obronie, lecz nie chciał przerywać milczenia. Pomyślał sobie
przecież, że będzie jeszcze mnóstwo czasu aby powiedzieć jej jakie to było dla
niego ważne. A gdy do jego umysłu napłynęła wizja wspólnie spędzonych chwil w
Hogwarcie, które niedługo staną się rzeczywistością uśmiechnął się pod nosem.
Marzył o tym, aby wraz z Lily wylegiwać się pod tym starym drzewem nad
jeziorem. Nawet nie miał nic przeciwko wspólnej nauce. Byleby tylko Lily była
przy nim. O nic więcej nie prosił. Tylko o to. Wiedział jednak, że ta prośba
jest wielką zachcianką. Dziewczyna bowiem miała w nim tylko przyjaciela. To
zabawne, ale on nigdy nie zdobył się na to, aby porozmawiać z nią o swoich
uczuciach. Zbyt bardzo się bał. Czego?
Odrzucenia… Tego, że spojrzy na niego jak na upośledzonego psychicznie i powie z zimną krwią, że ona do niego nic nie czuje. Mimo iż brzmiało to absurdalnie i nie pasowało to do temperamentu Lily, on właśnie się tego obawiał. Odrzucenia. Ostatecznie wyśmiania w twarz. Nie raz myślał o tym o ile łatwiej by mu się żyło, gdyby wreszcie zrzucił ten ciężar z serca i wyznał dziewczynie co do niej czuje. Nie chciał psuć tej przyjaźni, więc nigdy nie powiedział jej o swoich uczuciach.
Czasami jednak miał nikłe, maleńkie przypuszczenie, że Lily zdaje sobie sprawę z tego, że on, Severus, ją kocha. Wydawało mu się, że czasami gdy patrzy w jej oczy (te cudne, zielone, kocie oczy) widzi taki błysk, który mówił mu, że ona sobie doskonale zdaje z tego sprawę. Taki sam błysk dostrzegł wczoraj, kiedy patrzyła na meteoryty a później ich spojrzenia na chwile się spotkały.
Po całej godzinie spędzonej w wszechogarniającej ciszy samochód państwa Evans wreszcie wtoczył się powoli na zatłoczony parking dworca. Słońce, które jeszcze o godzinie dziewiątej dawało się mocno we znaki schowało się gdzieś za czarnymi chmurami, z których teraz lał deszcz. Niemiłosierne krople siarczyście ciskały w całkowicie już przemoczonych ludzi.
Do odjazdu pociągu pozostało im tylko pięć minut. Severus i Lily patrzyli nerwowo to na tłum, przez który nie mógł się przedrzeć samochód, a to na deskę rozdzielczą, gdzie z nieubłaganą szybkością cyfry na zegarku zmieniały swoją liczbę. Jeśli w tej chwili nie wysiądą to nie zdążą na pociąg. Severus był tego pewny.
– Lily, musimy iść. Dziękuję państwu za podwózkę.
Po czym wysiadł i wyciągnął z bagażnika oba kufry – dziewczyny i swój. Lily rzuciła w stronę rodziców jakieś szybkie pożegnanie i obiecała, że będzie do nich regularnie pisać, po czym pobiegła za chłopakiem. Musieli się pospieszyć, bo inaczej Expres Hogwart odjedzie bez nich zostawiając ich na pastwę losu. A tego nie chcieli; Severus bowiem nie był typem osoby, która lubi być na ustach innych. Nie lubił robić wokół siebie rozgłosu. A wparowanie do szkoły w środku uczty powitalnej z pewnością nie umknęłoby niezauważalnie.
„Nie jestem jak ta żałosna imitacja czarodziejów, którzy nazywają siebie Huncwotami, żeby nie wytrzymać dnia bez popisywania się przed wszystkimi”, pomyślał.
Kiedy biegli z Lily po dworcu potrącając co chwila innych, niezbyt zadowolonych z tego faktu, ludzi wielki zegar na ścianie wskazywał za dwie jedenastą.
Severus przepychał się coraz szybciej prowadząc przed sobą wózek z dwoma kuframi i klatką z małą sówką płomykówką. Lily natomiast niosła swojego kota. Próbowali jak najszybciej dostać się do barierki między peronem dziewiątym a dziesiątym.
Mimo iż na dworze spędzili przed chwilą dosłownie minutę byli cali mokrzy. Ubrania lepiły im się do ciała, a włosy opadały strąkami wokół twarzy.
Odrzucenia… Tego, że spojrzy na niego jak na upośledzonego psychicznie i powie z zimną krwią, że ona do niego nic nie czuje. Mimo iż brzmiało to absurdalnie i nie pasowało to do temperamentu Lily, on właśnie się tego obawiał. Odrzucenia. Ostatecznie wyśmiania w twarz. Nie raz myślał o tym o ile łatwiej by mu się żyło, gdyby wreszcie zrzucił ten ciężar z serca i wyznał dziewczynie co do niej czuje. Nie chciał psuć tej przyjaźni, więc nigdy nie powiedział jej o swoich uczuciach.
Czasami jednak miał nikłe, maleńkie przypuszczenie, że Lily zdaje sobie sprawę z tego, że on, Severus, ją kocha. Wydawało mu się, że czasami gdy patrzy w jej oczy (te cudne, zielone, kocie oczy) widzi taki błysk, który mówił mu, że ona sobie doskonale zdaje z tego sprawę. Taki sam błysk dostrzegł wczoraj, kiedy patrzyła na meteoryty a później ich spojrzenia na chwile się spotkały.
Po całej godzinie spędzonej w wszechogarniającej ciszy samochód państwa Evans wreszcie wtoczył się powoli na zatłoczony parking dworca. Słońce, które jeszcze o godzinie dziewiątej dawało się mocno we znaki schowało się gdzieś za czarnymi chmurami, z których teraz lał deszcz. Niemiłosierne krople siarczyście ciskały w całkowicie już przemoczonych ludzi.
Do odjazdu pociągu pozostało im tylko pięć minut. Severus i Lily patrzyli nerwowo to na tłum, przez który nie mógł się przedrzeć samochód, a to na deskę rozdzielczą, gdzie z nieubłaganą szybkością cyfry na zegarku zmieniały swoją liczbę. Jeśli w tej chwili nie wysiądą to nie zdążą na pociąg. Severus był tego pewny.
– Lily, musimy iść. Dziękuję państwu za podwózkę.
Po czym wysiadł i wyciągnął z bagażnika oba kufry – dziewczyny i swój. Lily rzuciła w stronę rodziców jakieś szybkie pożegnanie i obiecała, że będzie do nich regularnie pisać, po czym pobiegła za chłopakiem. Musieli się pospieszyć, bo inaczej Expres Hogwart odjedzie bez nich zostawiając ich na pastwę losu. A tego nie chcieli; Severus bowiem nie był typem osoby, która lubi być na ustach innych. Nie lubił robić wokół siebie rozgłosu. A wparowanie do szkoły w środku uczty powitalnej z pewnością nie umknęłoby niezauważalnie.
„Nie jestem jak ta żałosna imitacja czarodziejów, którzy nazywają siebie Huncwotami, żeby nie wytrzymać dnia bez popisywania się przed wszystkimi”, pomyślał.
Kiedy biegli z Lily po dworcu potrącając co chwila innych, niezbyt zadowolonych z tego faktu, ludzi wielki zegar na ścianie wskazywał za dwie jedenastą.
Severus przepychał się coraz szybciej prowadząc przed sobą wózek z dwoma kuframi i klatką z małą sówką płomykówką. Lily natomiast niosła swojego kota. Próbowali jak najszybciej dostać się do barierki między peronem dziewiątym a dziesiątym.
Mimo iż na dworze spędzili przed chwilą dosłownie minutę byli cali mokrzy. Ubrania lepiły im się do ciała, a włosy opadały strąkami wokół twarzy.
Minuta do odjazdu.
Dotarli wreszcie do barierki i rzucili się biegiem w jej
kierunku. A w następnej chwili, gdy każdy normalny człowiek mugol pomyślałby
sobie, że zderzą się zaraz z barierką i wywalą się wraz z całym wózkiem, oni
zniknęli. Zniknęli, aby pojawić się zaraz na stacji, gdzie tabliczka na ścianie
obwieściła wszem i wobec, że jest to peron 9¾.
Pół minuty do odjazdu.
Przepychali się pomiędzy rodzicami i pozostałą rodziną
dzieci, które już powsiadały do pociągu. Ostatnie pożegnania, ostrzeżenia, pouczenia
i całusy na do widzenia.
Wreszcie dorwali się do pociągu i wsiedli do pociągu. A gdy
tylko zatrzasnęli za sobą drzwi usłyszeli donośny gwizd lokomotywy i pociąg
zaczął powoli sunąć przed siebie. Ku Hogwartowi. Ku lepszemu życiu Severusa.
__
Kurczę, nie jestem zadowolona z tych rozdziałów. Chyba już poprzednio wspominałam, że te początkowe rozdziały były pisane jakieś dwa lata temu. Teraz tylko poprawiałam składnię i jakieś błędy interpunkcyjne. Fabuły nie zmieniałam, ale na pierwszy rzut oka widać, że te pierwsze rozdziały są napisane w taki banalny sposób... Na szczęście od jakiegoś 5 rozdziału zacznę pisać na bieżąco i będzie lepiej. A przynajmniej mam taką nadzieję :)
Komentujcie, jeśli się podobało. (Jeśli się nie podobało, też komentujcie) :3
Proszę Was także o to, abyście napisali, co Wam się niekoniecznie podoba w blogu, co mogłoby być lepsze albo co, według Was, jest do kategorycznej poprawy,
Do usłyszenia wkrótce :)
Kurczę, nie jestem zadowolona z tych rozdziałów. Chyba już poprzednio wspominałam, że te początkowe rozdziały były pisane jakieś dwa lata temu. Teraz tylko poprawiałam składnię i jakieś błędy interpunkcyjne. Fabuły nie zmieniałam, ale na pierwszy rzut oka widać, że te pierwsze rozdziały są napisane w taki banalny sposób... Na szczęście od jakiegoś 5 rozdziału zacznę pisać na bieżąco i będzie lepiej. A przynajmniej mam taką nadzieję :)
Komentujcie, jeśli się podobało. (Jeśli się nie podobało, też komentujcie) :3
Proszę Was także o to, abyście napisali, co Wam się niekoniecznie podoba w blogu, co mogłoby być lepsze albo co, według Was, jest do kategorycznej poprawy,
Do usłyszenia wkrótce :)
Dla mnie nie jest nudne. Naprawdę, a uwierz mi mnie często coś nudzi. Zwłaszcza długie rozdziały, ale nie u ciebie. Może dlatego, że ciecze się, że w końcu trafiłam na coś dobrego.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się wygląd bloga, ale jakbyś (podkreślam jakbyś) chciała go kiedyś zmienić to ... WIĘCEJ FANARTÓW. Jak widać kocham fanarty :D
Dla mnie wszystko jest świetne.
~ K.L.I.
Świetnie opisałaś scenę z ojcem Severusa i w ogóle relacje rodzinne w domu Snape'ów. Twój blog zapowiada się bardzo ciekawie - nie jest przerysowaną historią miłosną, opowiada o prawdziwy życiu, pełnym problemów
OdpowiedzUsuńhttp://nocturne.blog.pl/